Błędów nie popełnia, kto nic nie robi. Mazowiecki był premierem w rządzie koalicyjnym. Umiał sprawić, że ten rząd pracował bez zgrzytów. Religia była sprawą delikatną. Episkopat, szczególnie Glemp, odegrał znaczącą rolę przy Okrągłym Stole. Wywierał duży nacisk. Myślę, że większa wina następców, że do dzisiaj nie ma lekcji dla wyznawców innych religii ani zastępczej etyki. To, czego się naucza na lekcjach religii, też często budzi moje duże zastrzeżenia. To też powinno podlegać jakiejś weryfikacji. ” Mazowiecki to była wśród polityków może już ostatnia postać wielkiego formatu.I nie chodzi o decyzje jego rządu. Wiele z perspektywy czasu może zostać uznanych za niedobre, ale wtedy tak naprawdę nie było mądrych – zaczynało się coś kompletnie nowego i nikt nie mógł dać gwarancji, w jaki sposób co zadziała. Ale przynajmniej nikt nie miał wątpliwości, że premier jest człowiekiem osobiście i politycznie uczciwym, z klasą. Że należy do tych ludzi, dla których słowa „interes publiczny” nie są tylko pijarowym chwytem. Pamiętam, że się nawet wtedy mawiało „za uczciwy na politykę”. Kukułcze jajo podrzucone w Karolinie:
“Stało się – radni Sejmiku Mazowieckiego podnieśli rękę i wrzucili do gniazda w Karolinie kukułcze jajo. Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury poszerzył swą nazwę o dwa najniewinniejsze słowa: „w Otrębusach”. Ta innowacja oznacza, że Karolin (dotychczasowa ostoja „Mazowsza”) przestał być niepodzielną siedzibą słynnego na cały świat Zespołu. Dotychczasowy tymczasowy lokator stał się w ten sposób lokatorem pełnoprawnym. Pan na Mazowszu zarządził i „jego” radni podnieśli w tej sprawie rękę. Podarowali oto Zespołowi – w 65-tym sezonie jego istnienia – ten „kukułczy” prezent.
Czy ci ludzie – bo radny chyba nie przestaje być człowiekiem, kiedy staje się radnym? – potrafią ogarnąć do końca konsekwencje tego głosowania, czy po prostu „koalicja” jest ważniejsza niż „tradycja”? Czy wiedzą o tym, że nie są anonimowi i że kiedy minie ich kadencja będzie w historii „Mazowsza” zapisane imię i nazwisko każdego z nich, kto dzisiaj w tej jakże naciąganej sprawie podniósł rękę.
Dlaczego piszemy „w naciąganej sprawie”? Ano, to przedłużanie w nieskończoność sytuacji, w której od blisko dwóch lat kieruje „Mazowszem” pełniący obowiązki dyrektora Włodzimierz I., będący zarazem dyrektorem innej instytucji artystycznej (Mazowiecki Teatr Muzyczny) podległej temu samemu Marszałkowi, to faktyczne już od miesięcy zawłaszczenie sceny „Matecznik MAZOWSZE” przez rzeczony MTM i zepchnięcie jego prawowitego gospodarza na margines (sporadyczne już tylko koncerty Zespołu na własnej scenie), ta skala zwolnień w „Mazowszu” (ponad 30 osób!) przy jednoczesnym angażowaniu ludzi potrzebnych do obsługi teatru muzycznego – te i inne względy każą zapytać: czy naznaczenie na pełniącego obowiązki Włodzimierza I. w miejsce dyrektora Jacka Kalinowskiego było tylko wynikiem sytuacji, która wymagała interwencji organizatora instytucji, czy też była początkiem misternego planu, którego efekty objawiają się nam obecnie?
Nie lubimy określenia „Polska szwagrów” i wolelibyśmy odejść jak najdalej od tego typu myślenia. A jednak coraz trudniej nam patrzeć bezkrytycznie na poczynania organu założycielskiego „Mazowsza” (i osobistą przecież w nim rolę marszałka), które mają tu miejsce od czasu nastania p. o. dyrektora Włodzimierza I. Zastanawiamy się coraz częściej, czy Marszałek Adam S. zamierza zakończyć swoją karierę jako grabarz „Mazowsza”? Pan Marszałek twierdzi, że w Karolinie jest tak dużo przestrzeni, że starczy jej nie tylko dla takiej „dostawki” jak Mazowiecki Teatr Muzyczny, że to dobrze, że jest wspólny dla obu instytucji księgowy itd.
Miało tu się mieścić unikalne w skali międzynarodowejEuropejskie Centrum Promocji Kultury Regionalnej i Narodowej. Dla wypełnienia licznych funkcji tej instytucji wcale nie ma za dużo przestrzeni w Karolinie. Przykładem niech będzie Koszęcin – siedziba zaprzyjaźnionego z „Mazowszem” od lat Zespołu „Śląsk”, która staje się (również przy pomocy środków europejskich) ponadregionalnym ośrodkiem kulturotwórczym. Tam władze samorządowe potrafią nie marnować ogólnonarodowego dobra kultury.
Zarówno nowo wybudowana scena „Matecznik MAZOWSZE”, jak karczma i hotel były świetnie pomyślane jako miejsce zarezerwowane dla kultywowania i rozwijania kultury ludowej – we współpracy z artystami z Polski i całej Europy – a nie dla panoszenia się podkasanej Muzy o co najmniej „dyskusyjnym” poziomie artystycznym. Przecież nie minął jeszcze okres „trwałości projektu” obejmującego salę widowiskową, hotel, karczmę i rewitalizację parku? Skąd ten nagły zwrot w stronę operetki?
Zostały tutaj wpompowane ogromne pieniądze ze środków Unii Europejskiej. A tymczasem główny beneficjent projektu, światowej klasy zespół pieśni i tańca, zasługujący na to, aby znaleźć się na światowej liście niematerialnegodziedzictwa kultury, jest marginalizowanyi wywłaszczany przez operetkę, której lotów wolimy nie określać przymiotnikiem (chociaż i tak nie zniżymy się do poziomu dowcipów, którymi Włodzimierz I. raczy „Mazowszan”).